Powiązania rodzinne z Buenos Aires
Po 18 godzinach spędzonych w autobusie wreszcie przyszedł czas na
pierwszy poranek w Buenos Aires. Odwiedzenie tego miasta marzyło mi się od
dawna i może właśnie dlatego miałam co do niego bardzo duże oczekiwania. Co
więcej, jestem poniekąd z nim związana, gdyż moja prababcia mieszkała tam i
często opowiadała mi historie odnośnie tego miejsca. Jako osoba w podeszłym
wieku nadal pamiętała niektóre wyrazy po hiszpańsku, zadziwiając mnie tym samym
swoją świetną pamięcią. Żałuję, że to było kilka lat przed tym jak zaczęłam
uczyć się języka Cervantesa.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy w Buenos była jego europejskość. Nie ma się co dziwić, gdyż miasto od dawna chętnie przyjmowało wpływy włoskie, czy francuskie, które są często widoczne w architekturze. Nie bez powodu nazywa się je Paryżem Ameryki Łacińskiej.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy w Buenos była jego europejskość. Nie ma się co dziwić, gdyż miasto od dawna chętnie przyjmowało wpływy włoskie, czy francuskie, które są często widoczne w architekturze. Nie bez powodu nazywa się je Paryżem Ameryki Łacińskiej.
Warto przeżyć
Godny polecenia jest spacer po całej dzielnicy Recoleta, łącznie z odwiedzeniem cmentarza o tej samej nazwie. Powstał on w XIX wieku, jest bardzo charakterystycznym miejscem, gdzie spoczywają prezydenci Argentyny i bardzo ważna dla historii tego kraju pierwsza dama, czyli Eva Perón. Wytchnienia polecam szukać w jednym z parków, które żyją swoim życiem. Warto również poprzechadzać się uliczkami dzielnicy La Boca, zejść z utartych szlaków, nacieszyć się intensywnymi kolorami, nie tracąc przy tym wiele czasu na trochę kiczowate Caminito. To właśnie w tej dzielnicy pozwoliłam sobie zaszaleć i razem ze znajomymi wybraliśmy się do restauracji spróbować prawdziwego, argentyńskiego mięsa.
Nie można również zapomnieć o wizycie w Cafe Tortoni – kawiarni istniejącej od blisko 160 lat, której stałymi bywalcami byli Witold Gombrowicz i Albert Einstein.
Polecam również odwiedziny w klimatycznym Mercado de San Telmo, gdzie można zaopatrzyć się w świeże produkty lub poszperać w starociach.
Buenos czasami budziło we mnie wstręt. To wszystko za sprawą śmieci wyrzucanych na ulice. Nie mam na myśli kilku papierków, petów, czy gum. Mówię o stertach śmieci segregowanych przez osoby chcące trochę sobie dorobić. Nie muszę chyba już wspominać o fetorze, który miejscami wydobywał się z tych mini wysypisk.
Wyobrażenia mogą nie sprostać rzeczywistości
Myślę, że lepiej jest podróżować bez konkretnych oczekiwań, bo wtedy dane miejsce może nas miło zaskoczyć. Tym razem Buenos Aires nie sprostało chyba moim wyobrażeniom. Nie wiem dokładnie dlaczego, bo przecież spacer po Recolecie wywarł na mnie bardzo duże wrażenie, podobała mi się architektura, La Boca poza utartymi szlakami też miała coś w sobie...Czegoś jednak zabrakło. A może to zbyt duże podobieństwo do Paryża sprawiło, że na widok Buenos nie opadła mi szczęka?
Ogólnie miasto fajne, ale za duże, trzeba by chyba trochę czasu, żeby je poznać i polubić :) Fajne fotki :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację. Nie byłam tam długo jak chciałabym, ale jest co nadrabiać w przyszłości...:)
UsuńDziękuję!