Przyszła pora na zmianę
destynacji…
Dziecięce marzenia
Pamiętacie swoje
podróżnicze marzenia z dzieciństwa? Zawsze marzyły mi się wakacje na Seszelach,
Malediwach, Mauritiusie… Piękne wyspy pokryte palmami, długie plaże z białym
piaskiem i lazurowy kolor oceanu. Tak właśnie wyobrażałam sobie raj.
copyright: Ingo
Marzenia się spełniają!
We wrześniu zeszłego roku
dostałam wiadomość o wygraniu wycieczki na Mauritius. To był szok! Skrycie
marzyłam o tym, ale przecież nie przyszło mi na myśl, że to właśnie moją pracę
wybierze jury.
Początkowo nie wierzyłam,
ale dostając bilety dostarczone przez kuriera, wiedziałam, że moje marzenie
jest bliskie spełnienia.
Jedynym zmartwieniem na
początku był fakt, że jechałam tam sama. Wiedziałam, że będą inni uczestnicy
loterii, ale jednak pewien niepokój pozostał. Stwierdziłam, że najwyżej
samotnie spędzę błogi tydzień na plaży. Już teraz wiem, że niepotrzebnie się
martwiłam, bo poznałam tam cudownych ludzi, z którymi można było konie kraść!
Przygodę zaczęłam
23.09.2013 od dotarcia na warszawskie lotnisko Chopina. Już na miejscu odnalazłam
się z innymi uczestnikami wyprawy i wspólnie odlecieliśmy do Paryża. Gdyby ktoś
kiedyś zastanawiał się nad wyborem linii Air France to szczerze odradzam : ).
Zamrożona bagietka, niemiła obsługa i brak posiłku podczas lotu powrotnego
zaważyły na mojej opinii.
Na paryskim lotnisku
Charlesa De Gaulle’a byłam pierwszy raz, ale zrobiło na mnie bardzo dobre
wrażenie. Sprawnie udało nam się odnaleźć innych uczestników wycieczki i
stanowisko Sabiny, czyli rezydentki, która zajmowała się nami podczas pobytu na Mauritiusie. Wspólnie odlecieliśmy w
stronę wyspy na pokładzie linii Air Mauritius. W samolocie można było poczuć
wakacyjny klimat, gdyż na ścianach znajdowały się obrazki delfinów, a
wyposażenie oraz stroje obsługi były pokryte w w żółto-zielone kwiaty. Lot był wyjątkowo długi, bo trwał blisko 12
godzin, ale na szczęście udało mi się przespać większość czasu. Adrenalina chyba odgrywała bardzo dużą rolę,
bo chciałam mieć jak najwięcej sił następnego dnia.
copyright: Ingo
Jedno jest pewne: lazur
oceanu widziany z okna samolotu podczas wschodu słońca to był jeden z
najpiękniejszych widoków jakie widziałam. Obrazek jak z kolorowego czasopisma o
podróżach teraz miałam okazję podziwiać na
żywo. Ekscytacja była ogromna i towarzyszyło mi ciągle niedowierzanie…
Na lotnisku zostaliśmy
powitani przez ekipę, która miała się nami zajmować przez kolejny tydzień.
Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane, a w powietrzu wyczuwało się ekscytację
wszystkich uczestników.
Przejazd na drugi koniec
wyspy trwał około 2 godzin. Po drodze mieliśmy okazję obserwować niekończące się
pola trzciny cukrowej, które mają ogromne znaczenie dla gospodarki wyspy.
Ciekawostką jest, że trzcina cukrowa pokrywa aż 70% powierzchni Mauritiusa.
Mauritius to połączenie
dziewiczej przyrody, ferii barw i kultury kreolskiej, ale o tym już wkrótce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz